wtorek, 11 czerwca 2013

Geneza Entropii czyli rzecz o przemyśleniach

Kiedy tracisz kontrolę. Nad wszystkim. Nad całym swoim życiem i nic nie jest już takie jak było to czujesz się jak człowiek stojący nad przepaścią. Jak człowiek z lufą pistoletu przyciśniętą do skroni. Jak przywiązany do pala stojąc przed plutonem egzekucyjnym. Bo wiesz, że twój los nie jest już w twoich rękach. Twoje zdolności wpływania na jego przebieg są minimalne. Wszystko ogranicza się do niewielkich popchnięć.

    Większość ludzi wtedy łamie się - na różne sposoby. Ja też byłem złamany. Widok mojej rodziny po kolei pękającej pod naporem okrutnej rzeczywistości łamał mi serce kawałek po kawałeczku. Łzy napływały do oczu. Wszystko w co wierzyłem się rozpadło. Ludzie na których zawsze mogłem polegać - polegli. Bezpieczeństwo - zniknęło. Świat pogrążył się w mroku i chaosie. I chciałem przestać istnieć.

    Kiedy stoisz nad przepaścią i wiesz, że tylko od czyjegoś kaprysu zależy czy spadniesz, czy cofniesz się znad tej krawędzi to masz dwa wyjścia. Przynajmniej ja tak to widziałem. Możesz paść na kolana i błagać

“Proszę, Boże, niech to nie będzie prawda”

“Panie daj mi siłę, bym mógł sobie z tym poradzić”

“To boski plan”

“Tak chciał Bóg”

“Módl się”

“Módl”

NO JUŻ! PCHAJ SKURWYSYNU! DAWAJ! chciałem umrzeć PCHAJ KURWA TWOJA MAĆ! ZABIJ MNIE! ODEBRAŁEŚ MI WSZYSTKO WIĘC SKOŃCZ CO ZACZĄŁĘŚ! chciałem przestać być POCIĄGNIJ ZA TEN SPUST! NAMALUJ MÓJ PORTRET MOJĄ KRWIĄ! JEDNO POCIĄGNIĘCIE ZA SPUST! NO DAWAJ! JEDEN MOMENT I BĘDZIE PO WSZYSTKIM! DAWAJ KURWA! i wtedy zaczynasz się śmiać. Bawi cię wszystko: sytuacja, w której jesteś, los, który cię tutaj przyprowadził, śmierć bliskich i nieznanych ci osób. Bawi cię okrucieństwo tego świata. Wyrywasz pistolet z jego ręki i przykładasz sobie do skroni, cały czas się uśmiechając.

- Posłuchaj - mówisz, a twój głos drży z emocji - będzie prościej. Po prostu powiedz “teraz” a ja pociągnę za spust. Tak? Tylko powiedz. Jedno słowo - proszę.

Głos łamie się szlochem i chichotem. Pistolet ciąży w dłoni, bryza owiewa ci twarz gdy stoisz nad przepaścią. Boże jakie życie jest piękne. Jak pięknie ptaki śpiewają, jak pięknie było się bawić w piaskownicy, jak pięknie było było pluskać w morzu, jak pięknie się wszyscy uśmiechali, jacy byliśmy szczęśliwi, jaki ten świat piękny, jake życie wspaniałe. Łzy płyną po policzkach.

Palec na spuście.

-Proszę - mówisz - powiedz “Teraz”. Proszę, powiedz to.

Widzisz jak się waha, jak się wycofuje.

- NO DALEJ SKURWIELU! POWIEDZ TO! - przekrzykujesz wichurę, która niemal zdmuchuje cię z krawędzi nad którą stoisz.

- Zabrałeś mi wszystko, nie wiem już kim jestem i dokąd mam iść. Zabierz i mnie. ZABIJ I MNIE! - wołasz.

Kiedy kończy się nadzieja nie ma obok ciebie Boga. Jest tylko broń w twojej dłoni. Wykonasz krok na przód i skoczysz? Pociągniesz za spust? Słabi wymyślają sobie wyimaginowanych przyjaciół, by im pomogli. Bóg, fantomowy kompan, jeden pies.

Byłem słaby. Ale ani jeden ani drugi nie odpowiedzieli.

    Miałem wrażenie, że oto przede mną jest przerażone dziecko, które przez przypadek stłukło bezcenny wazon, a teraz nie wie co się dzieje i ktoś na nie krzyczy. A ono nie wie dlaczego.

***

Jeszcze żyję

***

“Bóg miał dla mnie misję”. Wcale nie, sam ją sobie wymyśliłeś. “Bym niósł nadzieję i dawał ją innym”. Powiedz to tysiącom, którzy codziennie umierają na raka, z braku żywności, od chorób, od kul i ładunków wybuchowych. Powiedz to dzieciom, które patrzyły jak ich rodzic odchodzi. Nie jesteś w stanie dać mi nadziei. W żaden znany ludzkości sposób.

***

Jeszcze żyję i myślę

***

Wdech i wydech. Wdech i wydech. Takie to proste. To wręcz zabawne. To przekomiczne. Świat wiruje wokół ciebie. Wszystko jest takie proste. Takie zabawne. Wszystko takie proste. Oto jesteś. W centrum. Bardziej niż kiedykolwiek. Twoje palce delikatnie rozwierają się. Wszystko co do tej porty trzymałeś lub trzymałaś przy sobie opada na ziemię. Wzbija tumany kurzu i pyłu, a w tle twoja sylwetka z głową zadartą do góry. Usta rozwarte w niemym śmiechu. Ani jeden dźwięk ich nie opuszcza. Ten śmiech jest tak wielki, że nie potrzebuje dźwięku. Nie potrzebuje formy aby zaistnieć.

***

Patrzysz jak wszystko się rozpada. Betonowe podstawy kruszeją, tynk pęka, cegły wybuchają w chmurze rdzawoczerwonego pyłu. Kolejny palec puszcza. Szkło w oknach zaczyna pękać niczym szkliwo na zębach. Błyszczące drobinki odrywają się od gładkiej tafli. Kaniony powstają w miejscu płaskiej powierzchni. Ostre zęby wybuchają gradem odłamków.

Kolejny palec puszcza.

Zabawki spadają z półek, gdy dotykają ziemi - wybuchają posyłając w powietrze pierze lub gąbkę, strzępy materiału ze smutnymi guzikami, które kiedyś wpatrywały się w nas, fruwają dookoła niczym płatki popiołu. Śmiech wykwita na ustach niczym czerwony kwiat.

Kolejny palec puszcza.

Książki wzlatują w powietrze niesione niewidzialnym wiatrem, stronice wyrywają się z okładek i wzlatują w niebo niby ptaki. Deszcz czarnego tuszu spada na nasze dłonie, włosy i skórę, gdy litery spływają z kartek, i zmieniają się w niewielkie kropelki. Niewielkie kałuże czarnego płynu. Mokre drobinki rozpraszające się w powietrzu po uderzeniu w twardą powierzchnię.

Kolejny palec puszcza.

Zeszyty, książki, podręczniki. Leżące na biurku pióro wybucha chmurą granatowego atramentu. Kilogramy zapisanego drobnym maczkiem papieru opisującego historię ludzkości, jej odkrycia i fizjonomię stają w ogniu. Nic nie znaczą w obliczu bólu tej jednej chwili. Są tylko fantazją, bezpiecznym kłamstwem, barierą złożoną z liter, która powstrzymuje rzeczywistość przed zalaniem naszych bezpiecznych przystani. Mury z wiedzy nie mają znaczenia. Chaotyczny gigant po prostu ponad nimi przestępuje. Gdy nieświadomie nadepnie na kamienne cegły geografii i matematyki te pryskają we wszystkie strony niby talk.

Kolejny palec puszcza.

Wiatr wyje w uszach. Jego pęd - oszałamiający.

Światła gasną, dzwięki zostają stłumione, umierasz. Powoli. Jesteś tego świadom, cały twój świat rozpada się po kawałku, cegła po cegle. A pomimo to, pozostaje taki sam - niezmieniony.

Wodzisz wzrokiem po otaczających Cię ludziach. Patrzysz na nich, a twój umysł wyprany jest z jakiejkolwiek myśli. Widzisz jak niektórzy upadają, ci, których to również dotknęło. Ci, którzy szczęśliwie nic nie zauważyli trwają nadal.

Świat umarł, ale żyje. Zniszczony, a działa. Rozpadł się, a stoi.

***

Teraz kiedy siedzę przed ekranem monitora i próbuję opisać to o czym kiedyś myślałem, co kiedyś czułem. Patrzę na równe literki, które nie oddają tego miażdżącego poczucia braku jakiejkolwiek kontroli. Czułem się jak porcelanowy wazon, który niczym kot Schroedingera, zarówno jest cały i ma się dobrze, jak i leży rozbity na zimnych kafelkach. To stan kompletnego braku myśli. Patrzysz przed siebie tym pustym, głodnym wzrokiem. Inni odsuwają się od Ciebie spekulując w głowach jakie to zatrważające obrazy widzisz w przestrzeni, podczas gdy ty nie widzisz nic. Nie myślisz nic. Nic nie czujesz. Nie istniejesz. A jednak jesteś.

***

“Nadzieja zawsze umiera ostatnia”.

Problem z tym powiedzonkiem jest tej natury, że jego twórca nie zakładał, że człowiek może przeżyć nadzieję. Jak myślcie - co się dzieje, kiedy gaśnie wszelkie światło, kiedy jest paraliżująco zimno, kiedy nie ma bezpieczeństwa, granic? Siedzicie w ciemności. Groza, którą do tej pory znałem nie byłaby w stanie opisać takiego uczucia. Ono nie ma nazwy. Groza to najpotężniejsze uczucie lęku przed czymś co jesteś w stanie sobie wyobrazić. Jednak takiego mroku nie można sobie wyobrazić - dlatego nie można się go lękać, nie można się go bać. Nie można z jego powodu odczuwać grozy. Paradoksalnie dopiero PO śmierci bliskich możemy doświadczyć tego rodzaju mieszanki uczuć.

***

Rozpacz. Prawdziwa rozpacz - nie taka jak mówił tato: “No, rozpacz, no”. Żal tak wielki jak wodospad spadający ci na głowę. Toniesz w jego wodach, w płucach brakuje powietrza. Zimna, lodowata woda, która zamyka się nad twoją głową. Ból w klatce piersiowej. Ciemnieje Ci przed oczami. Możesz się bronić przed Rozpaczą i przed wodą - jednak to tylko kwestia czasu kiedy się w jednej czy drugiej utopisz. A kiedy rozpacz wleje Ci się do trzewi to zaczniesz czuć ból. Taki jakby ktoś wlał Ci do żołądka roztopione żelazo. Potworne cieprienie jakiego doświadczysz będzie tak wielkie, że nie będziesz mieć nawet siły krzyczeć z powodu odczuwanego bólu. Wszędzie dookoła Ciebie zobaczysz ludzi, którzy nie cierpią tak jak Ty, którzy nie czują tego bólu. I wtedy usłyszysz zdanie, które znienawidzisz do końca życia.

- Współczuję ci.

Nie. Nie możesz. Nie znasz tego uczucia. Nie jesteś w stanie ze swoim maleńkim doświadczeniem tego świata nawet zbliżyć się do mirażu czegoś co można by nazwać podróbką zrozumienia. Nie jesteś w stanie mi współczuć. To nie twoja wina, ale po prostu nie jesteś w stanie.

- Naprawdę, naprawdę ci współczuję. Nie wiem jak to jest stracić kogoś tak bliskiego, ale łączę się z tobą w bólu.

Otwierasz usta by zaprotestować, a ogień wylewa się z twoich trzewi na skórę paląc jeszcze bardziej. Jeszcze mocniej. Ból jest tak wielki, że nie da się go opisać, nie można go opisać, w tym momencie jesteś tym bólem. Moc, jakiej doświadczasz, mogę porównać do wyzwolenia potęgo rozszczepianego jądra atomu tylko dlatego, że jest to najmniejsze znane ludzkości źródło największej energii jakie można sobie wyobrazić. Większość pozwala na to by nastąpił ten wydłużony “emocjonalny atak jądrowy” - cierpią potworny ból tak długo jak muszą, jak on sam będzie trwał. Może to trwać 6 miesięcy, a może dekadę. Ale większość po prostu czeka na jego koniec. A kiedy tak się stanie - wracają do normalnego życia.

Jakie są szanse, że jedenastoletni chłopiec zada pytanie, które stanie się przyczyną zmian w jego psychice i dalszym życiu. Jakie są szanse, że zapyta:

“Czy to co właśnie czuję da się ujarzmić i kontrolować? Czy można tego użyć jako źródła energii?”

Ja zapytałem.

Lata zajęło mi wypracowanie odpowiedzi, ale nie miałem alternatywy, nie miałem lepszego pomysłu, nie miałem niczego co mogło mnie rozkojarzyć. Pracowałem nad tym bólem bardzo długo. Na swój sposób - opłaciło się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz